czwartek, 12 lutego 2015

Pszypadeg?

Przeznaczenie?
  Często się zastanawiam, czy to wszystko jest zaplanowane z góry, mamy na to wpływ, czy jednak zależy od jakiejś wolnej woli?  Pewnie każdy odpowiada sobie na to pytanie po swojemu. Ale tak szczerze, w przeznaczenie jest wierzyć o wiele łatwiej, mieć poczuje, że podejmowane ryzyko przy jakimś wyborze nie prowadzi do konsekwencji, których mogliśmy uniknąć, bo „tak musiało być”.
  Czasem zdarza mi się to wykorzystywać. Kiedy nie chce mi się działać, angażować, „wpychać na siłę tam, gdzie mnie nie chcą”, daję możliwość wykazania się przeznaczeniu. Obawiam się, że to jednak tchórzostwo, ucieczka przed podjęciem ryzyka, zakręcenie się w wyimaginowanym strachu przed życiem. Może kiedyś uda mi się nad nim zapanować i coś rzeczywiście zmienić.
  Eh, ale jednak dotychczasowe wydarzenia pokazują, że nie byłoby warto poddać się impulsom.
‘Ciężko jest lekko żyć’
Pozdrawiam

Dzisiaj: Mysz

+akcent nieco anty-walentynkowy
"Ty i ja mieliśmy słońce rwać,
Osiodłać czas, dogonić wiatr,

Otworzyć bramy w światło dnia."

niedziela, 8 lutego 2015

Odświeżona

  Warto wracać do tego, co się kiedyś napisało, po kilku miesiącach. Możesz wtedy sprawdzić, czy udało ci się zmienić, to co chciałeś, albo sprawdzić, czy jeszcze się z tym zgadzasz. Ja często czytając swoje dawne teksty jestem zdziwiona, że są moje, przecież jestem już inną osobą, albo tylko tak mi się wydaje. Wiele się jednak w moich życiu ostatnio dzieje. Trafiając do nowej szkoły poznałam wspaniałych ludzi, z którymi bez przerwy spędzam czas. Czuję się przez to jednocześnie lepiej, bo nareszcie odnalazłam środowisko, które mnie akceptuje, ale też źle wewnętrznie, jakaś taka bezwartościowa. Nie mam ani talentów, ani jakiejś wybitnej wiedzy, ani nawet nie znam dobrych kawałów. Są dla mnie jednak świetną motywacją do samorozwoju. Dzięki nim wróciłam do nauki gry na gitarze(choć ostatnio straciła jedną ze strun ;( ), podszkoliłam się w jeździe na łyżwach, zaczęłam nawet ćwiczyć i dbać o mikroelementy w organizmie :D (to akurat nie ma z nimi wiele wspólnego ;)). No i postanowiłam wrócić do blogowania, bo mam ostatnio na to ochotę i trochę weny.
  Podsumowując, zapraszam do sprawdzania tego adresu częściej, bo postaram się coś tu zamieszczać, a pomysłów na to mam niemało.
  Uśmiechniętego  tygodnia!

  Kot

niedziela, 9 listopada 2014

a little scared

   Niby długi weekend, a już minęła połowa. Ucieka mi tak szybko, bo zaczęłam oglądać kolejny serial. Tym razem jednak nie komediowy, ani nic w tym stylu, ale  American Horror Story. Może większości osób nie wydawać się straszny, bo fakt, dużo sytuacji jest wsadzonych nieco na siłę, a ilość potworów i duchów aż nadto przesycona, ale jestem wrażliwa na takie rzeczy, więc nawet gdy nie boję się oglądać, to potem wyobrażam je sobie choćby wchodząc do łazienki, albo budząc się bez powodu w środku nocy.
   Tego typu oglądam jeszcze The Walking Dead, ale tam nie ma się czego bać (oprócz sceny z ostatniego odcinka jak zombiak złapał gościa w trakcie spadania, o tyle straszne, że nagłe, ze strachu się uderzyłam). Do widoku gnijącego ciała można się przyzwyczaić, Przynajmniej na ekranie, wątpię, żeby na "żywo" nie raziło.
   Ciekawi mnie, czemu ludzie lubią się bać? Może adrenalina działa jak narkotyk, a z racji braku wrażeń w realnym świecie szukamy sobie wirtualnych "działek"?
   Często śnią mi się koszmary. Zdarzają się w nich zabójstwa (ostatnio utopienie dziecka w sadzawce tak głębokiej i zielonej, że nie mogłam nic zrobić i to było najbardziej przerażające), przestępcy, czasem przed czymś w nich uciekam, spadam, albo nie mogę zatrzymać samochodu pędzącego na ścianę. Mam nadzieję, że to tylko skutki oglądania horrorów i chorych obrazków w internecie, ale przez to czasem nie mogę spać.
  Piszę to wszystko, bo przecież mamy listopad, miesiąc mroczny i smutny. Chociaż Halloween odbywa się ostatniego dnia października, to jednak łączy się je z listopadem, świętami zmarłych. Przed nami jeszcze Andrzejki, kolejna okazja na zabawę z magią.
  Liście opadają, przyroda obumiera. Ale jeszcze tylko kilka miesięcy i znów będzie ciepło i zielono. Pozostaje czekać i czerpać radość z ostatnich przyjemnych i słonecznych dni.

czwartek, 16 października 2014

Przygody Kota cz.1

W kwestii podróży zdecydowanie uaktywnia mi się Różowy Kot.
Ciężko mi dłuższy czas wysiedzieć w miejscu, a najchętniej zapakowałabym się do pierwszego lepszego pociągu i ruszyła przed siebie (no, może nie WKD).
Często od rodziny słyszę, że ja to "tylko siedzę na walizkach" albo "nigdy nie rozpakowuję plecaka".
To nie do końca prawda, przecież czasem trzeba te rzeczy przeprać. Ale fakt, mogła bym być w ciągłej drodze i niewiele się tym męczyć.
Tak też wyglądały moje wakacje. Gdy tylko się zaczęły, ja zaczęłam się pakować. Pierwszym, jeszcze przedwyjazdowym punktem, był Festiwal 4M  (Mińsk Mazowiecki Miasto Muzyki). Niezbyt udało się nam jednak poszaleć, bo niemalże cały czas padał deszcz. Nie przeszkodziło mi to jednak we wpadnięciu w dość kameralne pogo. Tym sposobem lato otworzyliśmy koncertami m.in. Łąki Łan, Comy czy Całej Góry Barwinków.
Następnie po kilku dniach spędzonych na warszawskim nicnierobieniu, wyczekiwana ucieczka na wieś. Nie obyło się oczywiście od wycieczek rowerowych czy konnych, ale z początku nie były zbyt intensywne ani odległe.
Prawie w połowie lipca, znów powrót do miasta. Tym razem na festiwal hip-hopowy, na który udało mi się wygrać bilet *.* Jednak i tu pogoda nie patrzyła łaskawym okiem. Mokrzy i zmarznięci przebrnęliśmy przez hordy mniej i bardziej przyjaznych dresów, aby posłuchać raperów z ich (co nie zawsze się zdarza) żywymi band'ami :). Pozytywnie zaskakujące koncerty przekonały mnie co do niektórych wykonawców, niezbyt jednak do atmosfer panujących na tego typu event'ach.
Kolejna podróż, tym razem (uwaga, uwaga) znowu na wieś, przyniosła ze sobą możliwość zarobku na kolejne punkty w wakacyjnej przygody. Ale o tym następnym razem.
Dobrej nocy

sobota, 11 października 2014

Życiowe kontrasty

Ludzie ciągle mnie zadziwiają. 
Kolejny raz spotykam się z niezrozumiałymi przeze mnie problemami. Może nigdy nie zostanę psychologiem, ale próbuję jakoś wesprzeć najbliższych w ich problemach. Ciężko to jednak robić, gdy problemy nakręcają sobie sami, a jednocześnie mówią, że narzekanie na to nie ma sensu. Czy nie prościej jest żyć w zgodzie? Zrzucać na dalszy plan niedogodności, albo starać je jakoś zaleczyć? Wiem, każdy pragnie zrozumienia, wysłuchania. Tylko po co dręczyć siebie i innych powtarzając wkoło ile złego się dzieje, zamiast wziąć się w garść i coś z tym zrobić. 
A tu kolejny kontrast. Sama mam problemy, z którymi nie umiem sobie poradzić, a i tak uważam, że powinnam coś z tym zrobić, nie biorąc tego do siebie. 
I tak koło się zamyka. 
Nie jest łatwo sobie wszystkiego ułatwiać. 
Bless

sobota, 4 października 2014

Kolejny szary dzień

Czas strasznie szybko ucieka. Mam wrażenie, jakbym dopiero co niektórych poznała, zmieniła szkoły, a tu już tyle lat minęło. I mija.
Jak powszechnie wiadomo, prawie nikt nie lubi poniedziałku. Perspektywa kolejnych dni w pracy, szkole, przyprawia o wymioty. Wyczekujemy piątku, który ma być zbawienny, ale już w niedzielę popadamy w cotygodniową depresję. Tak nie powinno być. Czas jest ciągle taki sam, nie zmieniają się godziny, każdego dnia będzie czas pobudki, śniadania, prysznica. Kwestia tylko, czy umiemy z każdego dnia czerpać jakąś przyjemność. "W życiu piękne są tylko chwile", więc postarajmy się ich nie marnować i sprawiać, by takich pięknych chwil było jak najwięcej.
Znam kilka sposobów na sprawianie sobie takich momentów. Wystarczy wyjść wieczorem ze słuchawkami w uszach na miasto, spojrzeć na światła latarni, ludzi wracających po całodziennej harówce do domu, spacerujących z psami, czy pary szukające romantyzmu w księżycu odbijającym się od tafli wody w parku. Mimo, że jestem wtedy odłączona od rzeczywistości, to zaczynam też zauważać, że żyjemy w jakiejś społeczności, a ludzie nie zatracili do końca człowieczeństwa. Nie potrzeba wiele, żeby poprawić sobie humor, bo czasami taki właśnie spacer, czy przejażdżka na rowerze, może pomóc w odzyskaniu duchowej energii.
Za kilka dni, gdy wrócę do normalnego funkcjonowania, właśnie to będzie pierwszym krokiem jaki wykonam. Potem pozostanie już tylko się cieszyć tym, co mam i co jeszcze mnie czeka. :)


środa, 1 października 2014

Nieokreślony typ.

Jesień. Choroba. Czas na rozmyślanie, szukanie nowych zajęć. Padło na bloga.

Kim jestem? Czasem mam wrażenie, że wyimaginowaną postacią, że ten świat to jakiś film, sen, a ja jestem głównym bohaterem realizującym scenariusz. Jednak nie wiem do końca, czy miałabym go tworzyć sama, czy już dawno został zapisany.
Jestem poszukiwaczką, trochę podróżniczką, marzycielką. Sobą. Choć nie zawsze taką samą sobą, Szarą Myszą lub Różowym Kotem. Czyli kobietą, nastolatką, a jak wiadomo, one są zmienne.

Tak to będzie wyglądało. Może znajdzie się tu coś absurdalnego, z humorem, a może coś mądrego. Będzie to z pewnością moje, jeśli komuś się spodoba, to będzie mi miło, jeśli nie, no cóż, niech drąży dalej w czeluściach internetu.

Pozytywu.